Życie na dwóch kontynentach, czyli Stambuł praktycznie

Stambuł

Miasto:

  • Inne nazwy: Bizancjum, Nowy Rzym, Konstantynopol
  • Położone zarówno w Europie jak i w Azji na styku dwóch płyt tektonicznych: Afrykańskiej i Euroazjatyckiej
  • Kontynenty rozdziela cieśnina Bosfor
  • Największe i najludniejsze miasto Turcji
  • Powierzchnia: 1538,77 km2
  • Liczba ludności: 13 854 740 (2012r.)
  • Dane aktualne na dzień 2014.04.29

    Stambuł – metropolia na dwóch kontynentach

    Historia Stambułu sięga roku około 660 p.n.e., kiedy to Grecy założyli miasto Bizancjum, które dzięki swojemu idealnemu położeniu ciągle się rozrastało. Takie miasta jak Londyn czy Paryż były jedynie większymi wsiami. Na przestrzeni lat wraz z kolejnymi podbojami zmieniało swoją nazwę. Był tutaj Nowy Rzym, później Konstantynopol (Carogród), a od 1930r. Stambuł (Istanbul). Konstantynopol położony był na siedmiu wzgórzach i to tutaj przy zatoce Złotego Rogu bije do dziś serce Stambułu. Tu mieszczą się największe i najwspanialsze zabytki miasta. Dziś ogromna metropolia położona na dwóch kontynentach, które rozdziela cieśnina Bosfor przyciąga miliony turystów, co szczególnie było widać przez weekend. Orientalny urok i kultura osmańska przenika się z nowoczesnością. Pośród tysięcy minaretów – drapacze chmur i ogromne mosty przerzucone przez cieśninę dodają tylko charakteru temu miejscu i podkreślają jego ciągły rozwój.
    Tym razem mamy dla Was wpis informacyjno-praktyczny. O tym jak wyrobić wizę, jak dojechać z lotniska do centrum, o komunikacji w Stambule, o religii, ludziach i kuchni. O samym zwiedzaniu: meczetach, starym Konstantynopolu, Azji, wyspach Książęcych i innych atrakcjach Stambułu napiszemy osobno, a tymczasem zapraszamy na naszą małą, azjatycko-europejską przygodę. Przedstawimy Wam nasz pogląd i nasze obserwacje życia na dwóch kontynentach w jednym z największych miast świata.

    Wizy do Turcji

    Dawno, dawno temu na tureckiej granicy lub lotnisku można było kupić za 15 euro ładną, kolorową nalepkę do paszportu, bez której wejście na teren Republiki Tureckiej był niemożliwy. Od kwietnia 2014 roku obowiązuje system zakupu wizy przez Internet. Teraz e-wizę kupujemy na stronie https://www.evisa.gov.tr/en/. Zakup jest bardzo prosty i nawet osoby z kulawym angielskim sobie poradzą, a co ważniejsze e-wiza oszczędza czas oraz pieniądze. Wiza turecka kosztuje 20 USD (~60zł). Prawdopodobnie przez okres wakacyjny 2014 na lotnisku i na przejściach granicznych będzie można jeszcze kupić tradycyjną nalepkę, ale jej koszt jest wyższy i wynosi 30 USD (~90 zł). Docelowo taka możliwość ma zniknąć, dlatego zalecamy kupować tylko e-wizy. Po wejściu na podaną wyżej stronę wybieramy kraj i dokument podróży (dla większości z nas jest to paszport – Ordinary Passport). W następnym kroku wybieramy datę wjazdu na teren Turcji. Wiza ważna jest przez 90 dni. Następnie wypełniamy podstawowe dane osobowe z paszportu. System przyjmuje polskie litery, więc osoby z ogonkami “żółąść” nie muszą się zastanawiać czy je wpisywać, czy nie. Sprawdzamy wszystko parę razy. Potwierdzamy dane, płacimy za pomocą karty kredytowej lub debetowej i po kilku chwilach na naszą skrzynkę e-mail przychodzi brzydka, ale nowiutka wiza turecka, którą to drukujemy i pokazujemy w okienkach paszportowych na granicach (lotniskach) Turcji, a Pan celnik z ładnym polskim akcentem mówi nam “Dzieńdobry”. Witamy w Turcji.

    Lot Budapeszt – Stambuł (lotnisko Sabiha Gökçen)

    Najtańsze bilety jakie udało nam się zdobyć były z Budapesztu, skąd latają samoloty WizzAir’a. Do stolicy Węgier pojechaliśmy samochodem dzień wcześniej, a na miejscu skorzystali z Couchsurfingu. W skrócie, polega to na goszczeniu u kogoś w domu, oraz goszczeniu innych turystow u siebie. Jest to rewelacyjny sposób nie tylko na tanie podróżowanie, ale przede wszystkim sposób na poznanie mieszkańców danego miasta, pobycia z nimi choć chwilę i dowiedzeniu się wielu ciekawych rzeczy o mieście i kraju. To także zdobycie wielu doświadczeń i wspomnień, których z pewnością nie uświadczy się w hotelowym pokoju. Lot do Stambułu mieliśmy rano, więc czym prędzej dojechaliśmy na lotniskowy parking. Koszt oficjalnego parkingu na lotnisku wyniósł nas około 100 zł za 8 dni. Nie jest to wygórowana cena, ale nalezy dodać, że cena taka obowiązywała przy wcześniejszej rezerwacji parkingu poprzez stronę lotniska Budapeszt Liszt-Ferenc. 2,5 godzinny lot kończyliśmy po azjatyckiej stronie na lotnisku Sabiha Gökçen. Lotnisko to jest oddalone od centrum azjatyckiej strony Stambułu o około godzinę drogi pośpiesznym autobusem. Po przejściu przez wszystkie bramki i kontrole paszportowe znaleźliśmy się w końcu na azjatyckiej ziemi, a Nasz Cały Świat rozszerzył się o kolejny kontynent. Zaraz po wyjściu z budynku terminalu przywitał nas stambulski hałas i turecka gościnność.
    Jak dotrzeć z lotniska Sabiha Gökçen do centrum (Sultanahmet, Europa) ?
  • Taksówką – najdroższe rozwiązanie, około 90TL (~130 zł) do Sultanahmet, czyli Starego Konstantynopola
  • Prywatnymi autobusami Havataş (kolor biały) – 13TL (~20 zł) do Placu Taksim, 8TL (~12 zł) do przystani Kadıköy (po azjatyckiej stronie) i dalej promem w cenie 3TL
  • Autobusami miejskimi (kolor żółty) nr E-10 lub E-11 (pośpieszny) – 4TL (~6 zł) do przystani Kadıköy, i dalej promem do Europy
  • Warto zarezerwować sobie na te przejeżdzki minimum 2-3 godziny, zwłaszcza przy powrocie do domu. My skorzystaliśmy z miejskiego żółtego E-11. Po wyjściu z terminalu i przejściu na drugą stronę ulicy odszukaliśmy budkę miejskich autobusów z napisem IETT. Tam zakupiliśmy kartę Istanbulkart (o niej poniżej). Od razu też poczuliśmy też co znaczy tureka gościnność. Pan z budki najpierw pobajeżył skąd my jesteśmy, na jak długo przyjechaliśmy, popytał o nasze małżeństwo, a na koniec wytłumaczył drogę i pokazał odpowiedni autobus, którym dostaniemy się do hotelu. Wracając tu tydzień później w tej samej budce oddaliśmy (sprzedaliśmy) mu z powrotem kartę Istanbulkart, a on pomimo deszczu nadal biegał po płycie i zaprowadzał ludzi do odpowiednich autobusów.

    Komunikacja miejska

    Przemieszczanie się po Stambule nie jest szczególnie wymagające i trudne. System komunikacji miejskiej jest dobrze zorganizowany i dość sprawnie można jeździć po całym mieście. Mamy do dyspozycji autobusy (kilka rodzajów), tramwaje, trolejbusy, kolejki, metra, promy (kilka rodzajów), taksówki (wszystkie żółte i w 95% to Fiat Albea) i nie wiadomo co jeszcze. Oczywiście ze względu na duży ruch uliczny autobusy stoją w korkach, ale nie jakoś bardziej niż w innych miastach. Kierowcy są na tyle uprzejmi, że nie zmuszają pasażerów do siedzenia w autobusie jak jest korek, czy też jak mają 10m do przystanku, a jechać się nie da. Wystarczy poprosić i otworzą drzwi aby umożliwić wyjście lub wejście. Podobnie jest przy dobieganiu do autobusu, jak tylko kierowca Cię zauważy, to poczeka. Na przystankach autobusowych niby jakiś rozkład jazdy jest, ale ni jak on się ma do rzeczywistości. Czasem były napisane numery autobusów, czasem wrzucona jakaś mapka, ale ona też nic nie mówiła o rozkładzie. Tak do końca nie wiadomo jaki autobus i którędy będzie jechał z danego przystanku. Trzeba było po prostu czekać i obserwować jaki pojazd podjeżdża i dopiero wtedy decydować się czy nim jechać czy nie. Na szczęście na autobusach był napisany kierunek jazdy. Generalnie po 2 dniach nauczyliśmy się gdzie mniej więcej jest jaka dzielnica i w jakim kierunku i to wystarczyło by wejść do odpowiedniego pojazdu i sprawnie się przemieszczać. Zupełnie inaczej ma się spawa z metrem. Rozkłady są dokładne, a mapki w czytelny sposób pokazują schemat połączeń. Jest to najwygodniejszy sposób poruszania się po Stambule. Jest to też chyba najszybciej rozwijający się środek komunikacji w tym mieście. Mapy Google są daleko w tyle za rzeczywistością. Jak przystało na tak wielką metropolię i jej możliwości w Stambule metro budowane jest z ogromnym rozmachem. Na monitorach w środku leciała reklama promująca ten środek lokomocji. W roku 2004 było 45km metra, w 2013r. – 141km, w 2019 ma być 420km, a docelowo w planach 776km. To się nazywa rozmach. Potrzebujemy jakichś 1000 lat by ich dogonić. Jak by tego było mało to w 2013r. roku ukończono budowę tunelu (Marmaray) pod Cieśniną Bosfor, łącząc szynami dwa kontynenty. Jest to najgłębszy tunel na świecie, położony na głębokości 56m. Drugim, wygodnym sposobem przemieszczania się (nie tylko pomiędzy Europą i Azją) są promy. Kursują one dość często i są bardzo przyjazne oraz popularne. Na pokładzie promu można napić się herbaty i zjeść jakąś przekąskę. Do atrakcji można też zaliczyć panoramę Stambułu oraz latające za statkiem mewy, które z chęcią pozują do zdjęć oraz łapią od podróżnych rzucony im kawałek chleba. Aby ułatwić sobie zwiedzanie warto nauczyć się jak nazywaja się przystanie i po której stronie cieśniny się one znajdują. Dość popularnymi wśród turystów są też stambulskie Wyspy Książęce (Adalar). Tam kursują zarówno promy miejskie (Şehir Hatları, z opłatą 3,5TL) jak i promy wycieczkowe ze zdecydowanie wyższą ceną (10-25TL w zależności od długości). Jak płacić za przejazd? Zdecydowanie najlepszym sposobem na podróżowanie są karty zbliżeniowe Istanbulkart. Kartę taką kupujemy w budkach IETT lub kioskach z napisem Akbil na terenie miasta. Karty są anonimowe i na jedną może podróżować do 5 osób. Istanbulkart kosztuje 6TL, ale później za tyle samo można ją oddać, tak jak to zrobiliśmy na lotnisku przy powrocie. Karta jest typu pre-paid, więc należy ją doładowywać poprzez specjalne automaty umieszczone przy metrach i większych przystankach lub we wspomnianych kioskach Akbil. Do autobusu wchodzimy tylko przednimi drzwiami i zbliżamy taką kartę do czytnika, opłacając tym samym przejazd. Z urządzenia można zczytać ile lirów tureckich znikło i jaki jest stan konta. Koszt przejazdu z kartą wynosi 1,95TL (35% zniżki w porównaniu do standardowego przejazdu). Jeśli w ciągu 2 godzin będziemy się przesiadać, stawka będzie maleć do 1,25TL (pierwsza przesiadka), następnie 1TL, a przy trzeciej i dalszych przesiadkach 0,75TL. Przy używaniu jednej karty na dwie osoby, stawka malejąca będzie obowiązywać tylko dla jednej z nich. Używanie karty oraz standardowa opłata za przejazd (1,95TL) obowiązuje w większości środków transportu, w tym także w metrach i promach, a także w niektórych ubikacjach. W Metrobusie natomiast maksymalna opłata wynosi 2,95TL, ale jeśli przejeżdżamy mało przystanków, możemy uzyskać częściowy zwrot (przykładając kartę do czytnika przy wysiadaniu). Podobnie koszt promu na Wyspy Książęce wynosi 3,5TL.
    Dla osób nie posiadających karty Istanbulkart, przejazd opłaca się żetonami, które to również kupuje się w automatach – Jetonmatik. Jeden przejazd, czyli jeden żeton kostuje 3TL, więc jest to dużo więcej niż dla w/w karty i ponadto nie ma tu zniżek przy przesiadaniu. Nie można też płacić w autobusach gotówką, chociaż przy powrocie na lotnisko brakło nam na karcie lirów i kierowca trochę pokręcił głową, ale banknot przyjął.

    Ulice Stambułu

    Jak poruszać się pieszo po ulicach Stambułu? Jak najszybciej! Ta sentencja w pełni oddaje sposób poruszania się po 14 milionowej metropolii. Ludzi jest tu tak dużo, że zapanowanie nad tłumem w niektórych miejscach graniczy z cudem. Dlatego też aby przejść na drugą stronę nie czekamy na zielone światło, ba nawet nie szukamy takich przejść. Obowiązuje zasada: “Jak najkrótszą drogą do celu”, nawet jeśli ma to skutkować przebiegnięciem przez trzy pasy jezdni, poczekanie na środku i znów bieg przez 3 pasy. Wszelkie przeszkody terenowe, takie jak wysepki, separatory czy pasy zieleni to tak naprawdę tylko ułatwienia w tej grze. Samochody nie zwalniają jak widzą przechodnia, tak jakby się nim w ogóle nie przejmowali. To oni maja tu pierwszeństwo, a pieszy musi tak iść, żeby przeżyć. Mi takie poruszanie się odpowiadało, Żonce mniej :). Pojazdy natomiast zatrzymują się gdzie chcą. W korku potrafią zawrócić w drugą stronę czy zatrzymać się nagle i zamienić kilka zdań z kierowcą z naprzeciwka. Nikt tu nie ma do nikogo o to pretensji. Taksówki zastawiają całe pobocza, jezdnie czy przystanki, czasem wydawało nam się, że jest ich tu więcej niż zwykłych samochodów. Przy chodnikach stoją sprzedawcy kanapek, przy których również co chwilę ktoś się zatrzymuje, kupuje i jedzie dalej.
    Ulice nie są tylko dla pojazdów mechanicznych – pomiędzy samochodami śmigają szybko rolkarze, deskorolkarze i… piesi. Ogólnie ulice Stambułu są hałaśliwe i na pierwszy rzut oka chaotyczne. Zewsząd słychać sygnały klaksonów, ale nie w celach reprymendy, tylko pozdrowień lub ostrzeżeń. Z każdej strony i w każda stronę poruszają się na przemian samochody i ludzie. Rowerów i motorów jest zaskakująco mało. Po chwili obserwacji dróg chaos przeradza się jednak w idealnie zsynchronizowany organizm, gdzie każdy wykorzystuje do granic możliwości dostępne miejsce i optymalizuje czas jazdy. Chodniki wieczorami dość często zamieniają się w targowisko, gdzie każdy sprzedaje co tylko ma. Nikt ich nie ściga, nie straszy, nie nakłada dziwnych ograniczeń. Przechadzając się ulicami starego Stambułu zauważymy też mnóstwo sklepów z wszelkimi starymi gratami jakie można sobie wyobrazić, a które my dawno byśmy wyrzucili. Są też całe ulice z dresową modą, gdzie głównymi klientami są Rosjanie. Z witryn sklepowych atakują nas kolorowe neony i krzyki nawoływaczy. Wszędzie też możemy spotkać bezpańskie psy, których nikt nie goni i jeszcze więcej kotów. Te są wszędzie: na murkach, na samochodach, na motorach, nawet na cmentarzach. Wylegują się na słońcu nikomu nie robiąc krzywdy. Zostały nauczone, że do środka knajpy czy na krzesło lub stół się nie wchodzi, więc czekają przed i z maślanymi oczami proszą o coś smacznego.
    Przy takiej ilości ludzi wydawać by się mogło, że wszędzie jest brud i pełno śmieci. W rzeczywistości jest to jedno z najczystszych dużych miast w jakich byliśmy. Cały czas widzimy osoby zamiatające ulice i w wielkich Big Bagach przewożące śmieci (oczywiścię ulicą). Sprzedawcy kebabów jak nie ma klientów nie stoją bezczynnie czekając na fajrant, ale myją witryny, sprzątają i zamiatają wokół siebie. Nawet taksówki potrafią zatrzymać się przy drodze, wyciągnąć szmatkę przetrzeć wszystkie szyby, wyczyścić i spryskać koła samochodu. Później chwilę pogadać, wypić Czaj i jechać dalej. Architektura Stambułu to na przemian orient i nowoczesność. W tle wysokie drapacze chmur, ogromne mosty i tysiące minaretów. Budynek na budynku. Gdzie się tylko da dobudowywane są kolejne piętra. Ma to też swój skutek. Starsze budynki są opłakanym i niebezpiecznym stanie, co pokazało np. trzęsienie ziemi z 1999 roku. Im bliżej centrum i im bardziej w mniej uczęszczanych ulicach tym starsze budynki i coraz bardziej walące się kamienice. Najładniejsze i najbardziej zadbane dzielnice znajdowały się po stronie azjatyckiej i nieco dalej od morza. Stambuł posiada też wiele parków. Ładnych, czystych i zadbanych gdzie choć na chwilkę (jak tylko przebijemy się przez tłum) można odpocząć od miejskiego hałasu.

    Kuchnia

    Jak myślimy o tureckiej kuchni to kojażą nam się przede wszystkim Kebaby. Jest to dość szerokie pojęcie i oznacza głównie szybką kanapkę z mięsem. To co my w Polsce nazywamy Kebabem dla Turków jest chyba najmniej popularną odmianą i nazywa się Döner (Döner Kebap). Ostatnio w Polsce popularna staje się Tortilla, w Turcji nazywa się to Dürüm Döner. Takich tureckich kebabów jest ogrom, zawijane w cieście, w bułce, w picie, na zimno, na ciepło, a’la szaszłyk, na talerzu, w gorącym półmisku, kababy to też gotowane lub smażone ciapowate potrawy a’la gulasz (İskender), a do tego wszystkiego różne składniki w środku – jest w czym wybierać. W tych bardziej przypominających nasze polskie, brakowało nam tylko dodatków w postaci sosów, ale przyprawy nam to wynagradzały i dodawały orientalnych walorów smakowych. Niemal na każdej ulicy możemy zjeść taką przekąskę. Nie są one drogie i dla nas był to raj, bo za kilka lirów można się było najeść pysznie i do syta. Nie wiedzieć tylko czemu po stronie azjatyckiej jakoś mniej nam smakowały. Natomiast, jeśli ktoś nie jada mięsa, polecamy Balik Ekmek, czyli Ryba w Bułce. To jedna z bardziej smakowitych kanapek jakie jedliśmy. Świeżo złowiona ryba, grillowana, podawana z warzywami, cytryną i ostrymi przyprawami. Wsadzona w bułkę była po prostu wyśmienita, mimo iż za rybami nie przepadamy. Podobno takie cudo można dostać tylko w Stambule, a najwięcej go w pobliżu Mostu Galata, gdzie można zaobserwować cały proces przygotowania kanapki – od złowienia ryby w zatoce do zapachu jej smażenia. Kolejnym przysmakiem jest Kumpir. Ogromny, pieczony ziemniak. Rozcięty na pół, a w częściowo wybranym środku znajdziemy wszelkie sałatki i warzywa, żółty ser i kiełbasę. Wszystko to polane sosami. Przy Moście Bosforskim w poblizu meczetu Ortaköy setki ludzi, podobnie jak my zajadali się tym przysmakiem.
    W nazwijmy to ogólnie kanapkach, Turcy nie szczędzą zarówno mięsa jak i ostrych przypraw. Tych drugich do wyboru jest cała masa. Wybierając się na bazar możemy kupić dziesiątki różnych sypkich przypraw. Od ostrych po łagodne. Kolorowe piramidki z proszków pobudzają zmysły i zachęcają do kupna. Nawet na lotnisku w strefie bezcłowej znajdziemy ich cały zestaw. Jak i przyprawy to i wszelkiej maści liściaste herbaty. Turcy kochają herbatę (kawy prawie wcale nie piją). W tradycyjnych małych filiżankach w kształcie tulipanów piją ją wszyscy. Idąc do pracy zatrzymują się na chwilę i piją Çay (Czaj). Po ulicach roznoszone są setki szklaneczek z herbatą. Tyle herbat, co wlałem w siebie przez tydzień w Stambule to nie wypiłem przez cały tamten rok w Polsce. Czaj – standardowo w bocznych uliczkach kosztuje 1-2TL i jest bardziej aromatyczny i mocniejszy, a w miejscach turystycznych 3-5TL i gorszy. Zostając przy napojach to bardzo popularny, najczęściej pity razem z kebabami jest Ayran (Ajran). Taki kefir produkowany z naturalnego jogurtu, wody i soli. Piliśmy raz, lekko słonawy, napewno dobry na upały, ale jednak woleliśmy Czaj lub naturalne soki z owoców. Wyciskane pomarańcze, grejpfruty czy granaty mogliśmy pić litrami. Pyszne, zdrowe i tanie (1-2TL) rozchodziły się w mgnieniu oka wszędzie tam gdzie tylko pojawił się ktoś z wózkiem pełnym owoców. Na wózkach rozwożone były również arbuzy, śliwki i orzechy.
    To co wyróżnia jeszcze Turcję to lody (Dondurma). W smaku wyśmienite i nie podobne do naszych polskich. Gęste i ciągnące się. Wafelek z gałką możemy odwrócić do góry nogami i nie skapnie ani kropla. Przy sprzedaży odgrywane jest całe show, gdzie sprzedawca wyciąga czymś w rodzaju miecza całą wielką lodową plastelinę, nakłada część do wafelka, obraca, przekłada, daje nam do ręki, upuszcza i kantuje. Ostatecznie po całym przedstawieniu możemy cieszyć się wyśmienitym smakiem. Polecamy choć raz spróbować Dondurmy i uczestniczyć w tym zabawnym show, nawet jeśli za loda będziemy musieli zapłacić 8-10TL.
    Najbardziej słodkim deserem jaki kiedykolwiek jedliśmy była Baklava (baklawa, bakława). Ociekające miodem lub syropem cukrowym, przekładane ciastem listkowym posiekane orzechy. Ciastka o różnych smakach i kształtach. Nie zawsze apetycznie wyglądały, ale były dla mnie rajem. W jednym małym 70 gramowym ciasteczku ponad 300 kalorii czekało na pożarcie. Kiedyś kupiliśmy Baklavę w Grecji, ale ta z Turcji jest 100 razy lepsza i smaczniejsza.

    Ludzie

    Przede wszystkim jest ich miliony. Stambuł jest szóstym co do wielkości miastem świata. To co wyróżnia mieszkańców Stambułu na tle europejskich miast to ich życzliwość, uprzejmość i uśmiech. Każdy chce nam pomóc i wcale nie oczekuje w zamian materialnych nagród – jedynie uśmiech i chwilę rozmowy. Pozwalają wejść na kuchnię w knajpie, robią wspólne zdjęcia, interesują się, pytają i rozmawiają. Najbardziej zaskoczyła nas ich pogoda ducha i chęć pomocy. Począwszy od Pana ze służb komunikacji miejskiej na lotnisku po zwykłych mieszkańców w mało uczęszczanych miejscach. Potrafią opuścić swoje miejsce pracy tylko po to by zaprowadzić nas na właściwą ulicę i pokazać właściwą drogę. Nie znając wspólnego języka starają się na wszystkie sposoby wytłumaczyć gdzie znajduje się kantor lub znaleźć z nami osobę, która zrozumie nasz język. Bez pytania podejdą i pomogą obsłużyć maszynę do biletów miejskich. Cały czas się uśmiechają i głośno nawołują, ale nawet przy odmowie wejścia do kolejnej knajpy czy kupna czegoś nie obrażają się. Nadal rozmawiają i opowiadają historie o wizycie w Polsce i jedzeniu naszych potraw. Taka życzliwość i ich pozytywne nastawienie do życia to kolejna rzecz, której mi brakuje tu na miejscu, w Polsce.

    Religia

    Stambuł jest muzułmańskim miastem. Jest też miastem tysiąca meczetów. I to dosłownie, bo w mieście znajduje się ich ponad 3000. To tu znajdują się jedne z największych, najwspanialszych i najświętszych miejsc islamu. Z otaczających nas minaretów codziennie słychać nawoływania muezinów do modlitwy. Początkowo o świcie nawoływania nas budziły, ale po paru dniach przywykliśmy. Dźwięk ten był też przyjemny i klimatyczny. Przebywając w barze podczas, gdy muzein nawoływał do modlitwy, obsługa wyłączała lub ściszała muzykę. Widać u nich szacunek dla religii i innych osób. Mieliśmy też okazję uczestniczyć w islamskiej “mszy” oraz widzieć uzbrojonego po zęby policjanta kłaniającego się Bogu. Przestrzeganie zasad Koranu jest ważnym elementem każdego muzułmanina, ale jak to zwykle bywa na wszystko znajdzie się wymówka. Stambuł nie jest tak religijny jak by się mogło wydawać. Tu obok siebie istnieją różne religie, przekonania i styl życia. Wszystko to współgra ze sobą i nie wchodzi sobie w drogę. Nie ma tu policji kulturowej. Są dzielnice bardziej religijne, gdzie większość kobiet chodzi w czadorach, ale i też bardziej “luźne”, gdzie jedynym elementem islamu jest chusta na głowie. Nikogo nie dziwi jak obok siebie idą koleżanki – jedna ubrana po muzułmańsku, a druga w bluzce z dekoltem. Religia nie narzuca tu wszystkim swoich ideałów, a każdy może podążać własną drogą, jednocześnie szanując innych.

    Podsumowując, jednogłośnie stwierdziliśmy, że Stambuł to miasto, w którym moglibyśmy mieszkać i żyć.

    Reklama