Sztokholm – Akwarium, Okręt Waza oraz Nyköping i jak kupić tańszy bilet w Raynair
Sztokholm
Adres:
Miasto:
Komunikacja miejska:
Wielkie Akwarium
Adres:
Godziny otwarcia:
Bilety:
Muzeum Okrętu Waza
Adres:
Godziny otwarcia:
Bilety:
Dane aktualne na dzień 2012.01.19
Jak kupić tańszy bilet w Ryanair
Do Sztokholmu polecieliśmy samolotem linii Ryanair. Koszt biletów tam i z powrotem dla dwóch osób wyniósł 122 zł. Bilety były w promocji i dodatkowo dzięki pewnym zabiegom uzyskaliśmy zniżkę, a raczej nie dopłaciliśmy zwyżki :). W cenę biletu wchodzi kilka podatków i opłat, a więc końcowa cena bieltu to koszt przelotu, opłata za odprawę online, opłatę za dyrektywę EU261, opłata administracyjna (za płatność kartą). Kupując bilet w promocji część opłat jest gratis pozostaje tylko ominąć opłatę za płatność kartą.Jak nie płacić dodatkowej opłaty transakcyjnej? należy za bilet zapłacić kartą Mastercard PrePaid. Jest to karta kredytowa z systemem prepaidowym, czyli wpłacamy na nią pieniądze a później wykorzystujemy limit. Dzięki takiej karcie oszczędzamy około 6 Euro za osobę za lot, czyli dla nas było 24 Euro mniej. Kartę taką możemy nabyć w zagranicznych bankach lub w BZWBK, gdzie jako jedyny w Polsce taką kartę posiada (inne banki mają Visa). Cena za kartę nie jest wygórowana i wynosi 20 zł więc i tak zaoszczędziliśmy ok. 80 zł na biletach. Jest tylko w tej polskiej karcie jeden minus – jednorazowa transakcja nie może przekraczać 500 zł, więc dla droższych biletów albo trzeba dzielić bilety albo niestety płacic jeszcze więcej.
Kupiliśmy więc bilety, wsiedli do samolotu i po krótkim locie wylądowaliśmy na lotnisku Stockholm-Skavsta. Lotnisko oddalone jest około 80 km od centrum Sztokholmu, gdzie kursują autobusy oraz pociągi z pobliskiego miasteczka Nyköping. Do centrum jechaliśmy autobusem (około godziny), w drodze powrotnej wybraliśmy pociąg. Bilety zakupiliśmy wcześniej przez Internet gdzie wychodzi taniej.
Aktualizacja 2013.02.25
Od jakiegoś czasu zmieniła się polityka Ryanair i płatność w/w kartą nie zwalnia już z opłaty administracyjnej. Pojawiła się natomiast inna opcja by mniej zapłacić za bilet. Wystarczy płatność zwykłą kartą debetową.
Zapraszam na blog “Paragon z podróży” gdzie koledzy podróżnicy wszytko ładnie opisali 🙂
Sztokholm
Sztokholm lezy na kilkunastu wyspach, podczas wędrówki co jakiś czas napotykaliśmy jakiś most i wodę. Całe miasto wydaje się nowoczesne, czyste i jednocześnie najdroższe jakie odwiedziliśmy. Piwo 20-30 zł, bułka bagietka w markecie 7 zł, cola 10 zł, obiad jednodaniowy conajmniej 50 zł. Szwecja zdecydowanie nie jest tanim krajem. Po przejściu przez ulice handlowe i dotarciu na Plac Sergela gdzie znajduje się centrum biznesowo-handlowe i ładnie w nocy oświetlona wieża skierowaliśmy się na nasz pierwszy punkt docelowy czyli do Wielkiego Akwarium.
Spacerkiem wzdłuż wody dostaliśmy się na wyspę Djurgardsbron niegdyś królewskie tereny łowieckie. Dziś teren rekreacji i rozrywki. Idąc po Sztokholmie charakterystyczną cechą jaka nam się rzuciła w oczy to jednakowe kwadratowe i kolorowe domy wzdłuż całego wybrzeża i wszędzie statki, statki i statki, czasem okręty i jachty :). W okresie letnim pewnie jeszcze ładniej to wygląda jak to wszystko pływa, krzyczy i dymi. Koło mostu dom miały wszelkie stworzenia latająco-pływające – specjalne miejsce z pokarmem dla łabędzi, kaczek itp. ptaków. Teren ogrodzony i mnóstwo zwierzyny szukającej posiłku w zimie.
Wielkie Akwarium
Dotarliśmy w końcu do Akwarium. Niczym nie wyróżniający się budynek kryje jednak w sobie tajemniczy świat ryb i morskich stworzeń. Kurtki zostawiamy w przedsionku licząc na to że je zastaniemy jak wrócimy z morskiej krainy. Pierwszą salą była tropikalna dżungla. Od razu spodobała nam się temperatura – jakieś 30 stopni większa niż na zewnątrz. Pełne roślin, ryb i o dużej wilgotności pomieszczenie zmieniało swoje barwy imitujące dzień i noc. W nocy padał deszcz i było słychać huk błyskawic (choć ich nie było widać). Tak przycupneliśmy sobie na ławce i poczuli się jak w tropikalnej dżungli mimo iż żadnych tygrysów itp. nie było, no nie licząc biegających dzieci :). Po poczuciu klimatu tropików przeszliśmy przez drewniany mostek i udali do sali z morskimi rybami. Za wielką szybą można było podziwiać kolorowe rybki, płaszczki i rekiny. Wszystkie one żyły w zgodzie ze soba, a płaszczki uśmiechały się do turystów, najbardziej do nas. Gatunków jakie tam można było zobaczyć nie podam, bo się nie znam :), a było tego sporo. Obok wielkiego akwarium stały też mniejsze z rozgwiazdami, krabami, wężami morskimi, konikami morskimi i innymi stworzeniami. Idąc dalej na jednej ze ścian (oczywiście za szybą) była rafa koralowa i mnóstwo, kolorowych ryb. Aż się chciało wskoczyć do wody i poprzytulać rybki :). Znaleźliśmy tam także zaginionego Nemo. Jeszcze dalej pokazane były skandynawskie narzędzia jakimi posługiwali się kiedyś ludzie łowiący bałtyckie ryby. Zobaczyliśmy także typowy skandynawski dom: mały, drewniany w jaskrawym kolorze. Na koniec wróciliśmy jeszcze do tropikow zobaczyć czy dalej jest pora deszczowa. I była.Muzeum Okrętu Waza
Po wesołym obcowaniu z morskimi potworami przeszliśmy w inną część wyspy do Muzeum Okrętu Waza. Tu klimat nieco inny. Wielki statek, wielkości 5 pięter. Długi na ponad 60 metrów królewski galeon zajmuje całe muzeum. A właściwie to muzeum zostało zbudowane wokół okrętu. Okręt pochodzi z 1628 roku, gdzie wyruszył na swój pierwszy rejs i… zatonął w wyniku podmuchu wiatru. Przeleżał na dnie moża 333 lata, aż w końcu w roku 1961 został wydobytu z dna. Okręt robi niesamowite wrażenie. Przy nim człowiek czuje się taki nieco mały :). Okręt w 95% składa się z oryginalnych wydobytych części. Jest to jedyny na świecie tak duży okręt w całości wydobyty z dna morkiego. Na pamięć zasługuje fakt iż był on przeznaczony do wzięcia udziału w wojnie z Polską. Posiadał 43 armaty i jakby zdążyły one uruchmić swoją potęgę to mogłyby zrobić wiele dziur we wrogich siłach. Chodząc wokól statku czuć było tamten klimat i tamte czasy. Drewniany okręt dziś jeszcze sprawia, że budzą się w ludziach instynkty kapitańskie lub pirackie. Wokół okrętu znajduje się mnóstwo przeróżnych gablot, eksponatów i wystaw. Poruszając się po piętrach, zwiedzamy kolejne etapy kunsztu skandynawskich budowniczych za czasów dynastii Wazów. Dowiadujemy się też o Szwecji z początku XVII wieku i uczestniczymy w procesie wydobywania okrętu z dna morza. Niesamowite wrażenie robiły popiersia wydobywców okrętu. Były one tak realistyczne, że aż straszne.Dzięki naszemu czytelnikowi Windstopper: To są rekonstrukcje członków załogi “Vasy” wykonane na podstawie znalezionych czaszek oraz szczątków ubrań, a nie popiersia wydobywców.
W wyniku rekonstrukcji na twarzy było widać najmniejsze włoski zarostu, pot, zmęczenie i trudy codziennego życia. Po dwóch godzinach przebywania w Szwecji lat dawnych pożegnaliśmy ten niezwykły czas i udali w drogę powrotną do hotelu.
Sztokholm nocą i o poranku
Znów wzdłuż wybrzeża podziwialiśmy statki, wodę i Szwedów. W pewnym momencie obraliśmy nieco dłuższą drogę i skręciliśmy na Stare Miasto. Mała wysepka w centrum miasta. Jak wszędzie w tego typu miejscach panuje gwar i ruch w wąskich uliczkach. Mnóstwo sklepów i kawiarni. Przypominało nam to trochę paryskie Montmartre lub okolice Mostu Karola w Pradze. Punktem centranym, przy najmniej przez nas uznanym był Pałac Królewski, gdzie mieszka szwedzki Król i Królowa z dziećmi, rodziną i psem.Późnym popołudniem dotarliśmy do hotelu rozprostowali kości a następnie udali się na nocne podboje szwedzkiej stolicy. Znów zachwycały nas pięknie oświetlone ulice i nocne życie. Znaleźniśmy mała knajpkę z muzyką na żywo (akurat tego dnia nie grali:)),wypili kilka szwedzkich piw, pogaworzyli i spędzili miło czas. W knajpie płaciło się tylko gotówką, a że wiekszość ludzi ma teraz karty to obok baru stał bankomat gdzie momentami ustawiały się spore kolejki. Po wyjściu z knajpy załapaliśmy się jeszcze na jakieś jedzenie i ziołową colę (chyba tutejszy przysmak) i udali do hotelu na nocny spoczynek. Trzeciego dnia wstaliśmy rano, przyszykowali i opuścili półgwiazdowy hotel by udać się wolnym krokiem w stronę Dworca Centralnego. Ulica, która jeszcze kilka godzin wcześniej była tłoczna i pełna życia zmieniła się w skandynawski zimowy dreptak bez ludzi i jakiegokolwiek życia. Tego dnia nie było już czasu na zwiedzanie Sztokholmu więc i pogoda była gorsza, co prawda nie padało ale było mgliście co w sumie też ma swój urok. Po dojściu na Dworzec od razu zorientowaliśmy się gdzie się podziały wszyscy ludzie z wczorajszej nocy. Ogromny dworzec może pomieścić bardzo dużo ludzi.
Zaczekaliśmy na swój pociąg i udali w godzinną podróż do Nykopingu. Szwecja w styczniu z okna pociągu jest zupełnie inna niż sama stolica. Wyjeżdzając z lasów przed naszymi oczami rozpościeraly się wielkie przestrzenie białej połaci. Przypominało to nasze wsie w środku zimy. Majestatycznie i zarazem samotne. Gdzieniegdzie małe drewniane domki, z których kominów unosił się dym.