Ateny: Akropol i okolice
Ateny
Miasto:
Atrakcje:
Dane aktualne na dzień 2012.12.29
Ateny – kolebka starożytności
Czy nam się podobały? Tak. Czy spełniły nasze oczekiwania? Nie wiem. W całej ateńskiej wizycie nie dopisały nam trzy rzeczy: deszcz – momentami ulewny, moja ponad 38 stopniowa gorączka i kiełkujące przeziębienie żonki. Ale nawet to nie mogło przeszkodzić nam w podróży do starożytności. Przechadzając się przez miasto rzuciła nam się w oczy jego zwarta zabudowa, delikatna nuta egzotyczności i filary starożytności. Zachwyceni jednak byliśmy jak zobaczyliśmy Ateny z góry. Morze podobnych domów, parę wzgórz i trochę zieleni. Wszystko to tworzy zwarty i ułożony organizm. Dopiero będąc w jego wnętrzu można zauważyć miejski zgiełk. Spoglądaliśmy na miasto ze wzgórza Akropolu. Wodząc wzrokiem dookoła wzgórza łapaliśmy każdy zakątek Aten. Do momentu gdy nasz wzrok zatrzymał się na czymś czarnym. Czymś co zupełnie nie pasuje do całej reszty. Czarne, duże i udające nowoczesna architekturę. Jeden prostokąt na drugim. To nowe muzeum Akropolu zasłania cudowny widok i niszczy ułożone wcześniej puzzle białych domków. Desperacki krok by zarobić jeszcze więcej pieniędzy. Mogli przynajmniej to coś pomalować na biało lub w jakiś inny sposób zespolić z wcześniejszą zabudową. Ale cóż, na całym świecie niszczy się coś co stało tysiące lat by teraz móc na tym zarobić i przyciągnąć jeszcze więcej turystów, ale czy na pewno zysk się zwiększy, czy budowla szybko się zwróci? Bilet na Akropol kosztuje 12e (są też ulgowe i darmowe). Kiedyś muzeum było na Akropolu – w cenie wejścia. Dziś również kosztuje 12e, ale gdzie indziej. Zabytków w muzeum nie jest dużo i w nowym miejscu podobno są osoby, które na tej wielkiej powierzchni robią sztuczny tłum.Akropol
Weszliśmy na wzgórze. Jeszcze za nim doszliśmy na jego główny plac zatrzymaliśmy się chwilę nad Odeonem Herodosa Attyka. Herodos wybudował go na cześć zmarłej małżonki. Dziś budowla nieco ucierpiała ale jego podstawy i magia, tak jak miłość Herodosa są solidne. Do dziś odbywają się tu spektakle i koncerty. Zaprzyjaźniliśmy się ze starożytną architekturą i kamiennymi schodkami poszliśmy dalej. Nad główną bramą wejściową (Propyleje) góruje Świątynia Ateny Nike. Mała budowla od razu kojarzy nam się z Grecją. Kamienne kolumny podtrzymują jej dach. Niegdyś była ona rozebrana przez Turków. Na jej miejscu stały maszyny oblężnicze. Później ją złożono, ale nie dokładnie, dlatego też znów ja rozebrano i na nowo w latach 1936-40 złożono do kupy, wierniej i umiejętniej rekonstruując jej wygląd. Świątynia nazywana jest również Świątynią Nike Bezskrzydłej. Legenda mówi, że bogini Nike oderwano skrzydła by nie mogła opuścić Aten. Idziemy dalej pomiędzy kolumnami. Tak jak kiedyś mieszkańcy tego wzgórza wypatrujemy największej świątyni, najsławniejszego zabytku. Jeszcze chwilę i się pojawi, zaraz zobaczymy grecki Partenon. Pomiędzy filarami prześwituje światło a naszym oczom ukazuje się… żuraw budowlany. Trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie Partenon. Remont skutecznie zespół nam pierwsze wrażenie. Dopiero po kilkunastu minutach gdy oglądaliśmy go z innej strony mogliśmy podziwiać świątynię poświęconą Atenie Dziewicy. Tu przebywały dziewice oddane w hołdzie bogom. Zagadką dla nas jest dlaczego budowla była tak ogromna: bo było mnóstwo dziewic i trzeba je było gdzieś pomieścić czy wręcz odwrotnie dziewic było mało, a w budowli mogły się one długo chować przed greckimi herosami :). Od zawsze z tym budynkiem kojarzyliśmy Ateny i starożytnych greckich bogów. Co prawda nasze wyobrażenie obejmowało widok Partenonu w całości, nie jak dziś bez dachu, bez wszystkich kolumn. Podobnie jak i inne starożytne budowle nadszarpnął je znak czasu i wojen. Funkcja Partenonu była wiele razy zmieniana. Był tu kościół chrześcijański, później meczet. Mimo to, to co jeszcze zostało i te stojące kolumny robią wrażenie. Równe, proste i w takiej samej odległości. Jak dla mnie cud architektoniczny, który od 2500 lat stoi i trzyma się całkiem dobrze. Po lewej stronie wzgórza naszą uwagę przykuła charakterystyczna budowla, która również od razu skojarzyła nam się z Grecją i Akropolem. Erechtejon – budowla na cześć jednego z pierwszych królów ateńskich – Erechteusza. W dużo późniejszych czasach świątynię przekształcono na harem. Jak widać rozrywkowy lud mieszkał na przestrzeni wieków w Atenach – tu harem, tam dziewice :). Kierunek przepływu osób raczej jednostronny :). Wracając jednak do budowli to pierwsze co rzuca się w oczy to posągo-kolumny. Takie podpory w kształcie ludzkiej sylwetki przenoszą do czasów starożytnych i od razu wprowadzają magię mitologicznego świata herosów i bogów. Z miejscem gdzie stoi świątynia wiąże się też legenda. Posejdon i Atena toczyli spór o to, kto będzie opiekunem miasta. Zadecydować mieli jego mieszkańcy. Wygra ten, kto da lepszy podarunek. Posejdon walnął więc trójzębem o kamień i wytrysnęła z niego woda. – Wow, ale wypas! – krzyczeli mieszkańcy. Dzień był upalny więc pobiegli oni czym prędzej zaspokoić pragnienie. Zapomnieli jednak, że Posejdon to bóg mórz więc i woda słona, dlatego opamiętali się po chwili i w konsekwencji podarek niezbyt im przypadł do gustu. Powiedzieli Atenie by ta się bardziej postarała, jeśli chce się opiekować tym miejscem. Bogini zamachnęła się i wbiła swoją laskę w kamień, a z niego wyrosło silne drzewo oliwne. Mieszkańcy rzucili się by skosztować boskich owoców. Zajadali się wszyscy, bez wyjątku. Niektórzy ateńscy naukowcy wymyślili też, że można z tych owoców robić ciecz a na niej smażyć potrawy. – Jesteś boska Ateno, Ty będziesz się nami opiekować – mówili mieszkańcy, wychwalając swoją nową opiekunkę, a na jej cześć miasto nazwano jej imieniem – Athina. Później w nagrodę wdzięczny naród oderwał jej skrzydła, o czym już wspominałem. Natomiast by uspokoić Boga mórz, postanowiono i jemu poświęcić kawałek terenu i wybudowano studnię. Wracając do rzeczywistości drzewo oliwne charakteryzuje się długowiecznością (żyje nawet 2000 lat). Zasadzone w tym miejscu drzewko rosło wiele wieków, aż źli najeźdźcy Perscy (lub Tureccy) za cel obrali sobie zniszczenie wszystkiego co greckie i m.in. drzewko ścieli, spalili i wyrzucili. Amerykański archeolog odnalazł tą historię i na nowo w roku 1917 zasadził drzewo oliwne, które do dziś rośnie zaraz przy świątyni.W zasadzie to by było na tyle antycznych monumentalnych budowli. Myśleliśmy, że Akropol to mnóstwo świetnie zachowanych świątyń i całość w zwartej antycznej zabudowie, że będziemy tam pół dnia chodzić od kolumny do kolumny. Pod tym względem trochę się zawiedliśmy. Spacerując po Akropolu w strugach deszczu musieliśmy wyobrażać sobie jak to wszystko tu wyglądało w czasach swojej świetności. Porozrzucane wszędzie kamienie przypominały nam jak tu musiało być wyjątkowo i starożytnie. Wzgórze dostępne było tylko z jednej strony, dodatkowo otoczone murem. Mieszkańcy mogli więc czuć się bezpiecznie. Żyli w spokoju oddając hołd bogom i podziwiali okoliczne wzgórza i Morze Egejskie. Dziś jeszcze ze wzgórza rozpościera się wyjątkowy widok ateńskiej metropolii. Pora roku też nam sprzyjała, turystów mało, a ziemia nie wypalona letnim słońcem zieleniła się niemal w każdym miejscu. Czas jednak było opuszczać wzgórze, jeszcze tylko rzut okiem na Partenon, Erechtejon i to co pod wzgórzem: teatr Dionizosa, resztki świątyni Zeusa Olimpijskiego i to coś czarne. Mam nadzieję, że wrócimy tu jeszcze kiedyś w letni, słoneczny dzień.