Bałkany 2012 cz. II – Czarnogóra: Buljarica, Petrovac, Budva, Podgorica
Czarnogóra
Państwo:
Czarnogóra stnieje od 2006r.
Stolica - Podgorica
Liczba ludności: ~ 625,2 tys. (2011r.) - 164. miejsce na świecie
Powierzchnia: 13 812 km kw. - 156. miejsce na świecie
Klimat: cechy klimatu podzwrotnikowego kontynentalnego oraz śródziemnomorskiego
Atrakcje turystyczne m.in.:
Wybrzeże Adriatyckie
5 parków narodowych
Spływy rzeką Tarą
Jezioro Szkoderskie
Cetinje
Durmitor
Buljarica
Adres:
Czarnogóra
Buljarica BB, Kaluđerac
Miasto:
Czarnogórskie wybrzeże
Plaża kamienisto-żwirowa
Plaża o długości ok. 2 km
Mała i spokojna miejscowość wypoczynkowa
Nocleg ok. 25 euro
Bary, restauracje
W pobliżu monastyr Gradiste
Petrovac
Miasto:
Czarnogórskie wybrzeże
Miejska plaża Petrovac
Plaża Lucice
Kurort wypoczynkowy
Port i latarnia morska
Rejs do Budvy
Adres:
Czarnogóra
Petrovac
Port
Koszt i godziny:
5 euro/os.
Rejs 10:00 - 16:00
Trasa:
Petrovac
Plaża Drobni pijesek
Św. Stefan - wizytówka Czarnogóry: miasto na małym skalistym półwyspie
Plaża Królowej
Milocer
Becici
Budva - 2 godz. przerwy. Największy kurort Czarnogóry
Wyspa Św. Nikoli - 1 godz. przerwy
Petrovac
Podgorica
Adres:
Czarnogóra
Petrovac
Miasto:
Stolica Czarnogóry
Dawne nazwy: Ribnica, Birzimium, Titograd
Ludność: ~ 136 tys.
W okolicy Jezioro Szkoderskie
Dane aktualne na dzień 2012.08.10
Serbsko-Czarnogórskie przygody graniczne
Czarnogóro witamy!Setki tuneli Jedziemy czarnogórską drogą. Znak przy drodze potwierdza – Crna Gora, Dobrodosli. Z tyłu zostawiliśmy kawałek Europy (Relacja z I cz. – Serbia). Przejechaliśmy przez granicę bez problemów – tak przynajmniej nam się wydawało. W końcu dotarliśmy do kraju w którym będziemy wypoczywać. Uśmiechy nie schodzą z twarzy. Krajobraz potwierdza nazwę kraju. Jednak zza kolejnego zakrętu wyrastają na drodze kolejne bramki. Drugie bramki graniczne wyglądają na nowoczesne, tu nie ma baraków jak chwilę wcześniej. No cóż, to tylko formalność, nawet specjalnej kolejki nie ma, więc zatrzymujemy się i dajemy paszporty. Jeszcze dowód rejestracyjny – w Czarnogórze obowiązuje przepis mówiący, że aby móc jechać czyimś samochodem trzeba mieć pozwolenie notarialne i przetłumaczone na ich język. Jestem wpisany do dowodu na trzeciej stronie jako współwłaściciel – to wystarczy. Nadmienię jeszcze, że od stycznia 2012 nie wnosi się opłat ekologicznych za wjazd. Wcześniej opłata za wjechanie na teren Czarnogóry wynosiła 10 euro. I jeszcze jeden dokument – Zielona Karta. Również od stycznia 2012 Czarnogóra samodzielnie jest wpisana do tego systemu. Po okazaniu karty nie spodziewałem się usłyszenia od celniczki słów „Mamy problem”. O poranku Dobrze wiedziałem, że Zielona Karta będzie potrzebna. Niestety nasz Kropek ma ubezpieczenie w BRE Banku (MTU Multi Direct). Tani, ale też jedyny w Polsce ubezpieczyciel, który nie wydaje takich kart. Dlatego też stracił mnie jako klienta, a ja musiałem wykupić drugie OC u kogoś innego. Koszt samej Zielonej Karty gdzie indziej jest bardzo wysoki – nawet kilkaset dolarów, dlatego dla mnie lepiej się opłacało wykupić drugie ubezpieczenie i dostać wspomniana kartę za darmo. Jest jeszcze jedna niespodzianka związana z Zielonymi Kartami. Stare i nowe druki. Wcześniej Zielona Karta, która obowiązywała w Serbii obowiązywała również w Czarnogórze. Jako, że Czarnogóra już samodzielnie należy do tego systemu na karcie powinien znaleźć się symbol MNE. Czarnogóra Jednak rządy tych krajów podpisały porozumienie i istnieje okres przejściowy (chyba do końca 2014r.) i karty z symbolem Serbii – SRB, są honorowane w Czarnogórze. Moja karta (w PZU) nie posiada symbolu MNE, natomiast przy symbolu SRB jest adnotacja, że obowiązuje również w Republice Czarnogóry. Tak więc korzystam z wspomnianego okresu przejściowego. Tu byłem pewien, że tak jest – wcześniej przeczytałem wiele oficjalnych stron na ten temat. Niesety celniczka nie chciała przyjąć tej karty. Tłumaczyłem o porozumieniu, o tym że karta jest ważna, że jest adnotacja o jej ważności na terenie Czarnogóry – nic do niej nie docierało. Powiedziała, że nie możemy przejechać przez granicę i koniec. Musimy wrócić się kilkadziesiąt km do Serbii i poszukać w większym mieście ubezpieczyciela, który nam da (raczej drogo sprzeda) właściwą kartę z symbolem MNE. Po 20 minutach dyskusji prawie nic nie mogło jej przekonać do przejazdu przez bramki. Czarnogóra Nagle przestała rozumieć język angielski. Jedynym argumentem, który do niej przemówił, który notabene sama zaproponowała, było włożenie do paszportu odpowiedniego uniwersalnego załącznika :), który umożliwia załatwienie wielu spraw w wielu miejscach na świecie. Celniczka odzyskała też zdolność rozumienia języka angielskiego. Oczywiście można było próbować dalej tłumaczyć i przekonywać, nawet dzwonić do ambasady i ingerować, ale to wszystko kosztowało dużo czasu i nerwów. Zamiast decydować się na prawdopodobnie długie (może nawet i kilkugodzinne) czekanie można było łatwo obejść wymyślone przez nią przepisy i szybko dostać się za bramki. Tym razem próba wyłudzenia z jej strony się udała – mój paszport wzbogacił się na chwilę o dodatkową kartkę. Droga przez kanion rzeki Pivy Cała procedura była rzecz jasna tajna i o ile wcześniej wyszedłem z samochodu by lepiej się rozmawiało to teraz żeby było „mniej podejrzanie” (bo kamery, ludzie itd.) oddała mi paszport, ja wsiadłem do samochodu i po kilkunastu sekundach wręczyłem jej paszport po raz drugi. Normalnie to ślepy by zauważył że nie jest to standardowa procedura. W końcu Celniczka oddała paszporty i pozostałe dokumenty, pożyczyła miłego pobytu i jeszcze pogroziła żeby już nie wracać tą granicą z powrotem (tego w planach i tak nie mieliśmy). Dodam, że wjeżdżaliśmy na tej samej Zielonej Karcie do Czarnogóry od strony Albanii i tam nie było problemów, żadnych dyskusji i załączników co tym bardziej potwierdza nieuczciwość niektórych celników na granicach. Dlatego też Drodzy czytelnicy zwróćcie uwagę na symbol MNE na swoich kartach lub bądźcie bardziej twardzi podczas takich rozmów. Koszt tej operacji nie był w stosunku do całej wycieczki duży, ale mimo wszystko zamiast tego można było spożytkować załącznik w inny sposób – bardziej przyjemny. Ja sobie znalazłem wytłumaczenie, że w końcu zniesiono opłatę ekologiczną i podczas całych wakacji nie dostałem żadnego mandatu więc wyszedłem na „zero” :). Jakieś wytłumaczenie porażek trzeba sobie zawsze znaleźć 🙂
Droga nad morze z historią i geografią w tle
Stan czarnogórskich drógMost kolejowy Zaraz za bramkami już na 100% znaleźliśmy się w kraju gdzie góry wpadają do morza i mogliśmy rozpocząć rozmyślać jakie będzie morze, pogoda, klimat, gdzie będziemy spać i co jeść. Czarnogóra to mały i młody kraj. Powstała w wyniku zerwania federacji z Serbią w 2006 roku. Zdążyła już zostać członkiem ONZ i Rady Europy. Stara się też o przyjęcie do NATO oraz Unii Europejskiej. Większa część Czarnogóry to tereny górzyste. W tutejszych górach Dynarskich znajdziemy jedno z wyższych pasm górskich zwanych Durmitorem. Pomiędzy górami wiją się rzeki – m.in. Moraca, Tara i Piva. Rzeka Tara tworzy pomiędzy górami najgłębszy kanion w Europie i jeden z najgłębszych na świecie (zaraz po takich kanionach jak Cotahuasi i Cocla w Peru oraz po Wielkim Kanionie Kolorado w USA). Rzeką Tarą odbywają się także spływy raftingowe.
Jadąc pomiędzy górami widać jacy jesteśmy mali, a jak potężna jest natura. Im bliżej południa kraju tym coraz to wyższe góry. Droga wije się pomiędzy nimi i dość często wjeżdżamy do wydrążonych w skałach tuneli. Takich naturalnych tuneli brakuje w naszej części Europy i jest to poniekąd dla nas atrakcja. Wracając ze stolicy Czarnogórskie główne drogi w większości są w bardzo dobrym stanie. Droga nie jest męcząca i wymagająca, spodziewaliśmy się raczej gorszych warunków. Po nieco ponad dwóch godzinach dotarliśmy do stolicy – Podgorica. Stolica położona jest na nizinnym terenie, który oczywiście otaczają góry. Palące słońce potwierdza usłyszane kiedyś słowa, że to najgorętsza stolica Europy. Historia Podgoricy sięga czasów rzymskich, gdzie znana była jako Birziminium. Podczas II wojny św. miasto zostało całkowicie zniszczone, jednak po wojnie zostało zbudowane od nowa i przyjęło nazwę Titograd od nazwiska ówczesnego przywódcy Jugosławii. Jezioro Szkoderskie Na zwiedzanie Podgoricy wybraliśmy się kilka dni później. Teraz jak najszybciej chcieliśmy zobaczyć morze i nie w głowach było nam zwiedzanie. Wyjeżdżając z Podgoricy przejeżdżamy obok Jeziora Szkoderskiego. Jest to największe jezioro na półwyspie bałkańskim położone w 2/3 części w Czarnogórze i w pozostałej części w Albanii. Jezioro jest rezerwatem przyrody i stolicą dla wielu kolonii ptaków, w tym dla pelikanów, których nie widzieliśmy. W czasie całej tej niezwykłej podróży obok jeziora przejeżdzaliśmy kilka razy i widzieliśmy go z dwóch przeciwległych stron. Na jeziorze znajduje się też kilka monastyrów, które chętnie odwiedzają turyści. Przyznam się, że wcześniej nie słyszałem takiego określenia. W między czasie dowiedziałem się, że monastyr to tradycyjna nazwa klasztoru w kościołach wschodnich.
Południowa część Czarnogóry to miejsce gdzie nagle kończą się wysokie góry, a rozciąga Morze Adriatyckie. Jadąc od strony Podgoricy zaraz za Jeziorem Szkoderskim wyrosło przed nami ostatnie górskie pasmo, które można pokonać serpentynami lub skorzystać ze skrótu pod górami. Nowoczesny tunel Sozina o długości około 4 km znacznie skraca czas na dojechanie do błękitnej wody. Żądni morskich widoków (na góry już się napatrzyliśmy) zdecydowaliśmy się na ten skrót i po opłaceniu przejazdu (jedyny płatny odcinek drogi w Czarnogórze) w wysokości 2,5 euro oszukaliśmy górę i znaleźli prawie nad morzem. Już tylko chwila dzieliła nas od upragnionego wypoczynku.
Nocleg w miejscu gdzie góry wpadają do morza
Widok na zatokęSpoglądając w dal Do Czarnogóry jechaliśmy w ciemno – nie rezerwowaliśmy żadnych noclegów mając nadzieję, że ich znalezienie będzie łatwe, szybkie i przyjemne. Wybraliśmy kilka plaż i postanowili, że jak będzie ładnie i nie za bardzo tłoczno to zostajemy i szukamy noclegu. Jeśli miałoby się okazać, że Czarnogóra nie spełni naszych oczekiwań to zostaniemy w niej kilka dni i jedziemy na sam dół Albanii i przez Grecję wracamy do domu. To jest duży plus własnego dojazdu i braku rezerwacji noclegu. Pierwszą miejscowością jaką mieliśmy zamiar zobaczyć czy nadaje się na wypoczynek była Buljarica. Jedna z największych i najładniejszych plaż na czarnogórskim wybrzeżu, tuż obok turystycznej miejscowości Petrovac. Po wyjechaniu z tunelu Sozina przez kilka kilometrów widzieliśmy to co już znaliśmy: góry i górki i nagle za zakrętem zobaczyliśmy coś co zaparło nam dech w piersi. Dwa błękitne kolory zlewały się ze sobą. Czysto niebieskie niebo pokrywało się z błękitem morza. Zjeżdżając z góry kąt nachylenia pod jakim znajdował się horyzont sprawiał że wyglądało to jeszcze bardziej okazale. Do tego widoku dołączyła jeszcze malutka kamienista wysepka na środku i okazałe góry po drugiej stronie drogi. Nasze oczekiwania co do Czarnogóry zostały spełnione z nawiązką. Po kilku minutach dojechaliśmy do Buljaricy skręciliśmy w wąską drogę w kierunku plaży by jak najszybciej móc zobaczyć ten kolor z bliska i dotknąć mokrej, słonej wody. Dróżka nad morze Dojechaliśmy prawie pod same fale i zostawili za kilka euro samochód na parkingu. Najpierw idziemy zobaczyć morze. Nie zawiedliśmy się – było boskie. Nie przeszkadzał nam nawet tłum ludzi. Plaża rzeczywiście była duża i im dalej od wejścia tym ludzi było mniej. Wystarczyło 300-400 metrów aby mieć niemal całą plażę dla siebie. Decyzja zapadła – zostajemy tutaj. Po ochłonięciu i nacieszeniu oczów idziemy szukać jakiegoś noclegu. Przeszliśmy kawałek „promenadą” w kierunku „centrum” i niestety nie zauważyli nikogo z tabliczkami „Sobe”, „Apartmani” itp. Skręciliśmy w boczną uliczkę w nadziei, że zaraz coś znajdziemy. Błękit Adriatyku Na lewo nic ciekawego, na prawo opuszczone budynki. Normalnie dziura jakich mało 🙂 No nic, idziemy dalej, doszliśmy do zabudowań i podeszli do jakiegoś Czarnogórca. Starszy Pan od razu się ucieszył. I w języku niemiecko-tutejszym zaczął opowiadać o jego cudownych „apartamentach”. Pomiędzy słowami można było wyczuć, że tego dnia nie tylko wodę mineralną pił 🙂 Zaprowadził nas do starego, bardzo zaniedbanego domku i otworzył drzwi. Widok jaki zastaliśmy od razu nas odrzucił a zapach dodał do tego jeszcze z 10 metrów. Było to coś w rodzaju „kurnika” gdzie wstawiono łóżko polowe. Mimo iż nocleg tam kosztował 6 euro to jednak życie jest cenniejsze 🙂 Nie wiem czy w środku najpierw byśmy się udusili czy najpierw by nas coś zjadło 🙂 Idziemy szukać dalej, może czegoś droższego 🙂 Po jakimś czasie znaleźliśmy bardzo ładny domek z basenem, palmami itp. Właściciela (pochodzenia rosyjskiego) nie było, ale turystka tam mieszkająca oznajmiła, że i tak nie ma wolnych miejsc, a nocleg kosztuje 60 euro. Trochę dużo, więc szukamy dalej. Z naszego balkonu Upał był tak niemiłosierny, że zaczynałem powoli mieć dość. Chyba z tej plaży będą nici i pojedziemy do jakiejś większej miejscowości. Niby wszędzie informacje o pokojach, niby wszędzie turyści a jakoś ciężko było nam coś znaleźć. Doszliśmy do Punktu Informacyjnego, które zresztą było już zamknięte o tej porze. Z tyłu jakieś budynki, idziemy do pierwszego lepszego, dzwonimy, wychodzi jakiś mężczyzna i usłyszawszy o pokojach ucieszył się i już zacierał ręce. Plaża w Buljarice Taa, pewnie ma podobne do poprzednich “apartamentów”. Usłyszawszy o 10 dniach rzucił wszystko co robił wcześniej i zaczął obdzwaniać znajomych. W języku polsko-rosyjsko-niemiecko-piktogramowym (coś nie mieliśmy szczęścia do angielskiego Czarnogórca) przedstawiliśmy nasze oczekiwania czyli m.in. prysznic, klimatyzacja, balkon i 25euro. Cudzoziemiec przyjął oczekiwania, trochę podzwonił i znalazł to czego chcemy. No prawie znalazł 🙂 Okazało się, że na 10 dni to od dnia jutrzejszego będzie dostępne, ale to Czarnogóra – tu można wszystko załatwić 🙂 jedną noc prześpimy gdzie indziej i tam nie będziemy płacić, a później przeniesiemy się do innego budynku. Zgodziliśmy się więc zadzwonił po żonę, żeby po nas przyjechała i oprowadziła. Pierwszy pokój okazał się całkiem przyjemny i przytulny. Z widokiem na morze i wszystkimi naszymi zachciankami. Następnego dnia przenieśliśmy się do pokoi nad restauracją obok głównej drogi. Pokój był podobny do poprzedniego z klimatyzacją, łazienką, balkonem (tylko widok nie był bezpośrednio nad morze) i za 25 euro. W tym drugim domu uregulowaliśmy też zaległy nocleg. Samochód przeparkowaliśmy pod restaurację, nawet znaleźliśmy dla niego miejsce w cieniu. Jakby ktoś chciał to posiadam też numer telefonu do żony Pana, który nam pozałatwiał noclegi. Przez kolejne dni widzieliśmy też sporo osób z kartkami, które oferują pokoje. Bywają w okolicy od rana do około 11:00.
Plaża Buljarica
Panorama Buljaricy
Cała plaża dla nas
Kąpiel o zachodzie
Po szybkim rozpakowaniu się, wskoczyliśmy w stroje kąpielowe i udali nad morze by poczuć smak słonej wody i kontynuować naszą niezwykłą podróż. Idąc w kierunku morza po dordze mijamy restauracje i knajpki, a później stragany z przyborami urlopowicza. Zamoczyliśmy stópki, a następnie przeszli do plażowej restauracji. Czarnogóra nie ma swojej typowej kuchni. Główne dania to pizza i mięso z grilla. Zjedliśmy więc pyszną pizzę, wypiliśmy lokalne “Niksicko” piwo i poszliśmy wyłożyć się na plaży i jak dzieci cieszyć wakacjami. Im dalej od wejścia tym mniej ludzi. Przy samym wejściu znajdują się płatne leżaki z parasolami. My poszliśmy trochę dalej i rozłożyli na piasku. Struktura plaży to drobny żwirek. Dlatego też na zdjęciach może wydawać się brudna i ze śmieciami. W rzeczywistości śmieci nie ma tak dużo jak się wydaje – powiedziałbym że tyle co wszędzie. To co nas bardzo zainspirowało i zaciekawiło to plażowicze. FaleMorze Adriatyckie w Buljarice W większości na plaży nie spotykaliśmy pojedynczych par młodych ludzi czy grupy znajomych, ale całe rodziny. Grupki typu rodzice, dzieci i starsze dzieci ze swoimi drugimi połówkami to widok powszechny. Głównie to Serbowie i Czarnogórcy. Inne narodowości to znikomy procent. Można tu też spotkać Rosjan, Niemców, Polaków, Belgów, Włochów, a także obywateli Lichtensteinu.
Pogoda była upalna więc zaraz po rozłożeniu ręczników wskoczyliśmy do Adriatyku. Wejście do wody kamienisto-żwirowe. Da się wejść bez butów bez problemu. Woda ciepła i czysta. Zejście do wody łagodne, ale po kilkunastu metrach robiło się już głęboko. Pierwszego dnia przywitały nas duże fale, które sprawiły nam wiele radości, zwłaszcza gdy przewracały nas jak chciały. Podobnie duże były już tylko ostatniego dnia pobytu. W większość dni pomimo lekkiego wiaterku woda była spokojna. Słońce grzało tak bardzo, że bez parasola plażowego nie dałbym rady leżeć. Nawet moja ciepłolubna żonka po paru godzinach nie dawała rady temu gorącemu klimatowi. Pod taflą wody Oczywiście stwierdziłem, że nie będę się smarował sztuczną chemią w postaci olejków z mega filtrem na opakowaniu. Poskutkowało to tym, że słońce mnie „chwyciło” szybciej niż żonkę, ale za to z piekącym skutkiem. Później już używałem parasola aby mieć trochę cienia i jakiegoś wynalazku znanego pod nazwą “mgiełka nawilżająca” :). Niemal codziennie naszym rytuałem była kąpiel w morzu, pyszne jedzenie w restauracji „na rogu” i odpoczynek nad morzem. Wbrew pozorom zamiast bezcelowego leżakowania można było też znaleźć sobie rozwrywkę. Jako inżynier wymyślałem przeróżne sposoby na wbicie parasola w ziemię tak aby wiatr go nie przewracał za pomocą kamieni, żwirku i innych dostępnych narzędzi. Poznawałem także najnowszą technologię – na sucho wymyślałem jak używa się maski do nurkowania. Widok na Buljaricę Za nic nie chciała mi ona spasować na głowie. Po godzinie okazało się, że maska znacznie lepiej spisuje się w wodzie niż na lądzie. Przejrzysta woda pozwoliła mi na obserwację tego co znajduje się pod taflą wody w Buljarice. Spotkałem tam wiele rybek. Gdzieniegdzie dno było piaszczyste, a gdzieniegdzie na kamieniach rosła roślinność i to tam właśnie spotykałem całe rodziny morskich stworzeń. Były one trochę mało rozmowne, ale starałem się z nimi zapoznać i goniłem je jak tylko mogłem. Niestety były szybsze ode mnie. W nagrodę za moje odwiedziny w ich królestwie jedna mnie skubnęła w nogę, ale chyba jej nie smakowałem, bo zaraz popłynęła do swoich znajomych. Żonkę też skubnęła żeby było sprawiedliwie 🙂 Takie tłumy, że i namiot się zmieścil Kąpiel w morzu przyjemnie chłodziła ciało rozgrzane do granic możliwości. Nie mieliśmy żadnego pochmurnego dnia a z dnia na dzień temperatura powietrza rosła aby osiągnąć swój punkt kulminacyjny w okolicach 38 stopni C. Codzienna kąpiel w słońcu i morzu potwierdzała fakt, iż w Europie też możemy mieć Afrykę.
Plaża w Buljarice jest bardzo duża. Przy samej plaży nie ma na szczęście wielkich hoteli. Dzięki temu widoki są tam nieziemskie. Rozległa zatoka z błękitną wodą, otulona wysokimi górami i małą skałą wyrastającą z nikąd. Spoglądając w drugim kierunku spalone słońcem góry, które czekają na przybyszy aby pokazać, że to one tu rządzą a nie Adriatyk. Na prawo od głównego wejścia na plażę dość szybko dochodzi się do końca zatoki. Na samym krańcu na skałach znajduje się restauracja. Stamtąd w spokoju i ciszy można podziwiać zachód słońca i góry, które zmieniają kolor na czerwony. Na drugim końcu zatoki lśniąca niczym złoto, góra zaprasza do odwiedzin. Dla takich widoków warto przejechać tyle kilometrów aby móc nacieszyć oczy. Takie widoki zapadają w pamięć na długo. Któregoś dnia przeszliśmy całą plażę w druga stronę. Zajęło nam to trochę czasu, ale będąc u bram złotej góry zachód słońca był tak piękny, że zauroczyliśmy się w tym zakątku. Oprócz nas były tam jeszcze dwie osoby. Takiego odludzia z takimi pięknymi widokami nie spotyka się często. I to bardzo nam odpowiadało. Okolica dużej części plaży nie jest zagospodarowana. Czarnogóra swój rozkwit turystyki ma jeszcze przed sobą. A te dziewicze tereny są najbardziej cenne i najbardziej nas cieszyły.
Buljarica
Złociste skały
Zachód
Gradiste i wioska Buljarica
Monastyr na wzgórzuDzwonnica Nad całą wioską opiekuje się mały monastyr na wzgórzu. Zamieszkuje go jeden mnich. Idąc wzdłuż głównej drogi w kierunku Budvy za stacją benzynową znak pokazuje nam drogę. Wspinając się na górę mijamy duże gaje oliwne i po około pół godzinie dochodzimy do kapliczki. Monastyr Gradiste to jedna z tych niezwykłych podróży, gdzie wśród gór, wśród niczego, ukryty jest cenny skarb. Z tarasu podziwiamy okolicę z centralną plażą. Widoki aż dech zapiera – warto było się tu wspinać. Monastyr składa się z trzech kaplic, cmentarza i budynku mieszkalnego. Chodząc po tej świętej ziemi stąpamy po bardzo starych kryptach, których jest tu sporo. Do kaplicy co jakiś czas wchodzi wierny by oddać cześć i równie szybko znika gdzieś w górach. Spokój jaki tu panuje pozwala zapomnieć o wszystkich problemach i troskach. Gaj oliwny Takich miejsc brakuje, a tu wpatrując się w błękit czujemy jak czas zatrzymuje się w miejscu. Bez pośpiechu, spokojnie przemierzamy nasze umysły szukając najprzyjemniejszych wspomnień. Buljarica to mała wioska bez zwartej zabudowy. Jedna główna droga, kilka bocznych. W centrum znajduje się typowy sklep spożywczo-przemysłowy. Taki nasz wiejski PSS Społem. Wokół niego skupia się miejscowa ludność, czyta tablicę ogłoszeniową i rozchodzi się w różnych kierunkach. Wiejski charakter i częściowo dziewicza, długa plaża sprawia wrażenie nieodkrytego miejsca. Miejsca, o którym nikt nie wie i nikt nie chce aby go zabudować betonem i stalą. Nie znajdziemy tu nocnych imprez, tłumów wieczorami i pośpiechu za każdym zakrętem. Tu zauważymy jak toczy się życie wśród zwykłych czarnogórców. Plażowicze przyjeżdżają tu koło południa i odjeżdżają pod wieczór. Obecni w Buljarice turyści mają tu względny spokój i mogą odpocząć od zgiełku miast i kurortów.
Petrovac Na Moru i Lucice
Petrovac na Moru
Plaża Lucice
Czarnogóra
Jeśli jednak ktoś szuka nocnych rozrywek i uroków kurortu to zaledwie parę kroków dalej znajduje się Petrovac. Jest to dość znany kurort w Czarnogórze. Z Buljaricy można dostać się do niego albo drogą główną (idąc w kierunku Budvy) albo przejść (idzie się ok. 30 minut) bezpośrednio z plaży szlakiem przez górę. Idąc szlakiem najpierw dochodzimy do plaży Lucice. Bardzo mała plaża wetknięta pomiędzy dwie potężne skały. Jak zobaczyliśmy ją po raz pierwszy było już po 12:00 więc plaża była zapełniona po brzegi i ciężko by nam było znaleźć miejsce aby móc się wygodnie wyłożyć. Plaża w PetrovacuPetrovac na Moru Polecalibyśmy jednak aby przyjść tu nieco wcześniej aby załapać się na skrawek lądu. Dla tych młodszych podróżników przygotowano tu także zjeżdzalnię wodna. Idąc dalej mijamy budynek Straży Pożarnej i wystawę wozów strażackich z różnych epok. Następnie szkoła i już praktycznie jesteśmy w Petrovacu. W odróżnieniu od Buljaricy jest to popularny kurort znany już od czasów I wojny światowej. Miasto tętni życiem, zwłaszca w okolicy plaży. Deptak miejski z palmami doprowadza nas do przystani. Po dordze mijamy sklepy, bary i tłum tusytów. Plaża jest dość wąska więc i tu też trzeba przybyć wcześniej aby zająć lepszą pozycję co po kilku godzinach i tak okaże się, że leżymy ramię w ramię z innymi plażowiczami. Niektórzy rozkładają się też na murkach i czerpią przyjemność z betonowej plaży. My jednak woleliśmy naturalną Buljaricę bez takich atrakcji. Na skale przy przystani zainstalowano morską latarnię. Stamtąd też roztaczają się piękne widoki, a lazurowa woda odbija się od skał tworząc piękny festiwal kolorów.
Petrovac na Moru
Morze i góry
Wyrzeźbione skały
Rejs do Budvy
Morze AdriatyckieŚw. Stefan Stąd też w cenie 5 euro popłynęliśmy na pół-dniową wycieczkę wzdłuż wybrzeża. Rejs trwał od 10:00 do 16:00. Z pokładu statku podziwiliśmy najpiękniejsze zakątki Czarnogórskiego wybrzeża. Statek nie posiadał ograniczonej ilości miejsc, kto nie zmieścił się do środka mógł spędzić niezwykłą podróż na jego dachu. Czarnogórskie wybrzeże wywarło na nas duże wrażenie. Wysokie klify, błękit morza i znów wiele dziewiczych terenów. Tu od wieków trwa wojna – potęga morza walczy z potęgą skał. Fale rozbijają się o nie próbując przedrzeć się w głąb lądu. Nie wiadomo kto wygra wojnę, ale bitwę gdzieniegdzie wygrało morze tworząc zatoki z pięknymi plażami, niektórymi dostępnymi tylko od strony morza. Do tej wojny włączył się także człowiek tworząc gdzieniegdzie potężne hotele. Większość jest jeszcze w budowie, ale to tylko kwestia czasu gdzie swoją flagę wbiją ludzie, kończąc raz na zawsze trwającą od wielu wieków walkę i burząc obecną harmonię.
My płynąc dalej docieramy do Św. Stefana – to miasto półwysep jest wizytówką Czarnogóry. Na skałach wciśniętych w morze zbudowano niegdyś gród, otoczony murami dostępny jest tylko wąskim skrawkiem lądu. Charakterystyczne miasto zapadło w naszą pamięć. Jest to niewątpliwie cenny skrawek wybrzeża otoczony już niestety przez hotele.
Plaża w Budvie
Budva
Budva
Po godzinnym rejsie dotarliśmy do Budvy. Budva to historia pierwszej osady na wybrzeżu i miasta sprzed 3500 lat. Jest to największe miasto turystyczne w Czarnogórze. Widać to z każdej strony. Tłumy turystów korzystają z wszelkich dostępnych rozrywek. Dyskoteki, bary, łodzie, statki, skutery wodne, atrakcje powietrzne, wodne i podwodne można spotkać na każdym kroku. Tu na pewno nikt się nie będzie nudził, a już na pewno nie wyjedzie z pełnym portfelem. Budva to jedno z miast świata gdzie mieszka największy odsetek milionerów. Widać to przede wszystkim poprzez jego nowoczesną zabudowę. Co chwilę jakiś miliarder ścina górę i stawia coraz to większy hotel czy wille. Niekontrolowany rozrost miasta niewątpliwie psuje historyczny i naturalny charakter Budvy. Jedynie Stare Miasto jakoś się zachowało nie zmionone (przynajmniej nie całkiem). Otoczone murami przypominało nam włoskie ciasne zabudowy Asyżu czy Rzymu. Nie zniszczona i zwarta zabudowa starego miasta tworzy przytulny i spokojnieszy klimat w mieście gdzie przez całą dobę słyszymy muzykę i rozbawiony tłum. Przechadzając się po Budvie i spoglądając na długą plażę uświadomiliśmy sobie, że za kilkanaście lat podobnie morze wyglądać Buljarica. Z czasem na pewno czarnogórskie wybrzeże straci swój nieodkryty stan i uwolni potencjał turystyki.
Przystań na wyspie Św. Nikoli
W oddali Budva
Natura
Po 2 godzinach spędzonych w Budvie wsiedliśmy na statek i udali na wyspę naprzeciw. To wyspa Św. Nikoli nazywana lokalnie Hawaii. Jeszcze o dziwo nie zabudowana z jednym dużem barem przy plaży. Z wyspy mogliśmy podziwiać całe budvańskie wybrzeże oraz popływać w lazurowej wodzie. Strome skały wspaniale wkomponowały się w otoczenie. To jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widzieliśmy. Po raz kolejny potwierdziło się, że Czarnogóra to piękny kraj i warto było to przyjechać. Mając więcej czasu można udać się na wycieczkę po całej wyspie i wśród dziczy spędzić czas zdala od miejskiego gwaru. My mieliśmy na wyspie Hawaii tylko godzinę więc szybka kąpiel w Adriatyku musiała nam wystarczyć. Wracając do Petrovaca i Buljaricy ponownie odkywaliśmy piękno czarnogórskiego wybrzeża. Takie widoki wcale się nie nudzą.
Wyspa Św. Nikoli
Wyspa Św. Nikoli
7 klas wyżej
Podgorica
RynekMost Millenium Po przypłynięciu do Petrovaca i dojściu do Buljaricy ucieszyliśmy się spokojem i atmosferą wiejskiej plaży. Po paru dniach wypoczynku opuściliśmy na chwilę Buljaricę i wybrali do stolicy Czarnogóry – Podgoricy. Postanowiliśmy nie jechać tunelem i wybraliśmy trasą widokową. Mały ruch uliczny pozwolił nam powoli podziwiać wychodzące zza gór słońce i niesamowite góry okalające okolicę. Do Podgoricy dotarliśmy w miarę szybko. Zostawiliśmy samochód na parkingu obok starego miasta i udaliśmy się do centrum. Podgorica nie przypomina typowej stolicy europejskiego kraju. W sumie to nawet nie widzieliśmy nic charakterystycznego jak na stolicę. Zwykłe miasto jakich wiele w każdym kraju. Mały rynek z fontanną na środku, kilka ulic, większy most i tyle. Nic co warte by było oglądania więcej niż chwilę. Stare miasto zaś to tak jakby zupełnie inny świat. Wąska, bardzo stara zabudowa. Meczet w środku. Ogólna bieda i niesamowita cisza. To tu widzieliśmy najbiedniejsze zakątki Czarnogóry. To właśnie tu w środku stolicy europejskiego kraju hoduje się kaczki i kury. Podgoricę można zwiedzić po drodze jadąc nad morze. Nie zajmie to dużo czasu. My około południa byliśmy już z powrotem w Buljaricy i mogliśmy cieszyć się zdecydowanie lepszymi widokami niż mieszkańcy stolicy.
Urlop powoli dobiegał końca więc i nasza niezwykła podróż też. Udało nam się zobaczyć wiele miejsc, zauroczyć pięknym morzem i niesamowitymi górami. Napewno kiedyś tu wrócimy. Mimo iż kraj jest mały to oferuje bardzo dużo. Oprócz Czarnogóry byliśmy także w Albanii (relacja cz. III), gdzie zobaczyliśmy zupełnie inny świat. Ostatniego dnia, na pożegnanie cieszyliśmy się dużymi falami, a wraz z zachodem słońca pożegnaliśmy plażę w Buljarice, Adriatyk i znane nam już miejsca i udali do pokoju by o świcie móc wyruszyć w podróż w kierunku domu. Wypoczynek w Czarnogórze był niezwykły i co chwilę wracamy pamięcią do tych wakacji. Udało nam się odpocząć i zregenerować siły na cały następny rok. Na szczęście nie były to ostatnie atrakcje jakie na nas czekały podczas tej niezwykłej podróży.
Stare miasto
A w centrum hoduje się kury i kaczki
Minaret na Starym Mieście
Zatoka Kotorska oraz Kanion Rzeki Pivy
Wczesnym rankiem uruchomiliśmy Kropka i wyjechali w kierunku Bośni i Hercegowiny. Tego przedostatniego dnia wakacji w planach mieliśmy dotrzeć do Sarajewa na ostatni bałkański nocleg. Tym razem drogą lądową podziwialiśmy wybrzeże i znane nam już miejsca: Św. Stefan i Budva. Dotarliśmy do Zatoki Kotorskiej. Zatokę można przebyć na dwa sposoby: wjechać na prom i przebić się przez cieśninę lub objechać dookoła. Żądni wrażeń wybraliśmy oczywiście drugą opcję. Nie zawiedliśmy się, widoki były niesamowite. Krajobraz Zatoki to jedno z najpiękniejszych miejsc na Ziemii. Jadąc tuż przy tafli wody widok zapierający dech w piersi. Wielki zbiornik wodny otoczony górami. Na środku zatoki na nielicznych skałach małe monastyry. Im wyżej, żeśmy się wspięli tym coraz lepszy krajobraz. Z jednej strony nagie, a z drugiej zalesione skały trzymają w swym uścisku to co kiedyś się tu wdarło. Po raz kolejny potwierdziło się, że takie piękno znajduje się tylko w Czarnogórze.
Hodowla małż
Zatoka Kotorska
Mimo słabej przejrzystości powietrza zatoka widziana z gór Lovcen robi wrażenie
Po jakimś czasie zniknęła woda, a zostały tylko góry i góry, zupełnie jak na początku podróży. Obraliśmy drogę w kierunku przejścia granicznego w Hum. Miasto Mostar w Bośni zostawiliśmy sobie na inny czas. Obranie właśnie tej drogi nie było przypadkowe. Kanion rzeki Pivy i Tary to kolejny cud natury, który koniecznie trzeba zobaczyć. Po dojechaniu do Jeziora Pivsko znów nasze oczy długo nie chciały uwierzyć jak wspaniale może rzeźbić natura. Niezwykła podróż w Czarnogórze kończyła się na wspaniałym widoku turkusowej wody wijącej się pomiędzy wysokimi górami. Jadąc cały czas kanionem cieszyliśmy nasze oczy tymi widokami i starali wyryć w pamięci to co widzimy. Co chwilę wjeżdżaliśmy w wydrążony w górze tunel i za każdym razem jak wyjeżdżaliśmy z niego zachwycaliśmy się przyrodą. Po około 20 km niesamowitego krajobrazu Czarnogóra kończyła się ledwo trzymającym się mostem. Za chwilę znajdziemy się w kolejnym nieznanym na świecie. Zaraz za granicą Bośni i Hercegowiny krajobraz nadal będzie składał się z gór, ale infrastruktura drogowa i klimat zmieni się o 180 stopni…