Szczyt Sv. Jure, Biokovo – “Jedziesz na własne ryzyko”
Droga na szczyt Sv. Jure
Adres:
Dojazd:
Droga:
Dane aktualne na dzień 2013.08.09
Droga na najwyższy szczyt masywu Biokovo
Na góry spoglądaliśmy codziennie. Po wyjściu z pokoju, podczas leżenia na plaży i pluskania się w wodzie. Pionowe ściany dość ostro wdzierały się w ląd. Za każdym razem, gdy na nie spoglądaliśmy przypominała nam się Czarnogóra.Całe pasmo gór, które góruje nad Riwierą Makarską nie jest duże (36 km długości i 9,5 km szerokości), ale za to jest największym i najwyższym masywem górskim w Dalmacji. Planowaliśmy wybrać się na najwyższy szczyt masywu, czyli na górę Sv. Jure (Św. Jerzego) na wysokość 1762 m n.p.m. Jest to drugi co do wielkości szczyt w Chorwacji. Z buta przy upalnym słońcu to byśmy pewnie szli cały dzień, ale na sam szczyt prowadzi droga asfaltowa.
Można stwierdzić, że wjazd samochodem na jakąś górkę to nic trudnego i pójście na łatwiznę, to tak jakby pojechać do babci do Zakopanego. Wbrew pozorom nie jest to takie proste jak się wydaje. Oczywiście nie ujmujemy pieszym czy rowerzystom, którym chylimy czoła i podziwiamy. Przed wjazdem do parku nie wiem kto bardziej się stresował: ja, bo wiedziałem co mnie czeka i zastanawiałem się czy poradzę sobie na takiej drodze, czy Żonka bo naopowiadałem jej jak to będzie wyglądać wzbogacając dramaturgią i “hardcorowymi” zdjęciami z neta. Jako kierowca, jednak chyba największe obawy miałem czy nasz wysłużony, ledwo zbierający się pod górkę pojazd (“Kropek”) da radę. Czy nie staniemy gdzieś po drodze z przegrzanym silnikiem, spalonym sprzęgłem i zapieczonymi hamulcami, ale dopóki nie wsiądziemy i nie odpalimy silnika to się nie przekonamy co tak naprawdę nas czeka.
Nie mamy tu drogi oznaczonej nawet najniższą kategorią, ale górską, dwukierunkową drogę o szerokości 1,5 samochodu. Co prawda co jakiś czas są mijanki, ale dość często zanim dostrzeżemy jakiś samochód z naprzeciwka, jest już za późno i pozostaje nam albo cofanie kilkadziesiąt czy kilkaset m nad krawędzią urwiska albo liczenie, że to ten drugi będzie cofał. Barierki zabezpieczające? Czasem są, ale nie wiadomo czy więcej na nich metalu czy rdzy. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze prawie non stop wspinaczka pod górę na odcinku około 23 km. Wszystko to jednak rekompensuje nam okolica w jakiej się znajdujemy. Niesamowicie malownicza trasa jest najpiękniejszą drogą jaką mieliśmy okazję jechać.
Cała droga znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego Biokovo. Aby dostać się na początek trasy należy kierować się z Makarskiej na Vrgorac. Po kilku km po opłaceniu wjazdu (40 kun za osobę) do parku, zaraz za wymownym znakiem “Drive at your own risk” (“Jedziesz na własne ryzyko”) zaczyna się górska przygoda. My minimalizując “ryzyko” spotkania się z samochodem z naprzeciwka, pod bramkami byliśmy zaraz po ich otwarciu czyli około godziny 7:00, by po około 1,5h dotrzeć na metę na wysokości 1762 m n.p.m.
Wjazd na szczyt Sv. Jure
Początkowo trasa przebiegała spokojnie, cały czas serpentyny, ale szeroko, dwa samochody powinny się zmieścić, no i w dodatku jest dużo drzew, a co za tym idzie cień. Po paru kilometrach dojechaliśmy do pierwszego puntu widokowego. Było jeszcze rano i brakowało błękitnych kolorów morza, ale widoki zaczynały się górskie. Zaraz za punktem widokowym znajdowała się również restauracja z dużym parkingiem, którą to minęliśmy szybko i z zawrotną prędkością 30 km/h pomknęliśmy dalej. Podczas całej jazdy na górę Sv. Jure maksymalnymi biegami były naprzemiennie “jedynka” i “dwójka”, raz, czy dwa udało nam się wrzucić “trójkę”, z czego Kropek poczuł się dumny 🙂 Powyżej restauracji droga robiła się coraz węższa, a drzewa zanikały odsłaniając skały i napawając nas wymarzonymi widokami. Po drodze spotkaliśmy na uboczu stado dzikich koni oraz kilka chat pasterskich. Stres jazdy wąską, górską drogą pomału mijał, by znienacka powrócić za jednym z zakrętów. Zarówno my jak i samochód zjeżdżający z góry nie spodziewał się o tej porze żywej duszy. Po wjechaniu w wyższą partię gór, słońce było już na tyle wysoko, że góry zarówno powyżej jak i poniżej nas wyglądały niesamowicie. Do tego jazda zboczem przysparzała nam dużo przyjemności i ekscytacji. Delektując się jazdą pośród pięknego krajobrazu w oddali dostrzegliśmy w końcu wieżę telewizyjną na najwyższym szczycie gór Biokovo. Najbardziej stromy odcinek był pod samym szczytem szczytów. Daliśmy więc chwilę odpocząć silnikowi by po chwili ruszyć w ostatnią część najwyżej położonej drogi w Chorwacji. Momentami na jedynce i na wysokich obrotach, nie wiedząc czy ktoś akurat nie zjeżdża z góry pokonywaliśmy zakręty z oszałamiającą prędkością 10-15 km/h by w końcu po ostatniej prostej znaleźć się u celu górskiej przygody. Odetchnęliśmy z ulgą – udało się tu wyjechać.Na szczycie
Widoki cud, miód i malina. Dla tych gór widzianych z góry opłacało się postresować drogą i pomęczyć na zakrętach. Warto było się tu znaleźć. Widoczność była średnia, ale to już loteria i nie dało się jej zaplanować. Przy odrobinie szczęścia podobno widać stąd włoskie szczyty gór. Myśmy widzieli jedynie pobliskie wyspy, Adriatyk, zatoki przy Riwierze Makarskiej oraz oczywiście mnóstwo gór dookoła. Z poziomu morza, góry wydaja się ogromne. Z poziomu szczytu niektóre z nich to pagórki. Wyglądają jak pofałdowany dywan lub zastygnięta w jednym punkcie czasu gotująca się gęsta zupa. Gdzieniegdzie zalesione, gdzieniegdzie nagie skały sprawiały nam ogromną przyjemność. Na jednym ze zboczów góry widać było cienką nitkę drogi. O matko! I myśmy nią jechali. Zmieńmy kierunek patrzenia. Obeszliśmy górę dookoła zachwycając się widokami. Po drugiej stronie parkingu za wieżą telewizyjną znajduje się też mały kościołek, którego patronem jest oczywiście Św. Jerzy. Jest też pieszy szlak z barierkami. Delikatny wiaterek i chłodek pozwoliły nam cieszyć się tym miejscem, nie przejmując się upalnym słońcem w dole i drogą powrotną nad morze. W końcu po jakimś czasie przyszło nam pożegnać się z pięknym krajobrazem i ruszyć w dół. Tym razem wyczyn dla naszych klocków hamulcowych. Już nie spodziewaliśmy się pustej drogi i liczyliśmy się z trudnościami wąskiej asfaltowej nitki.Zjazd ze szczytu Sv. Jure
Nie pomyliliśmy się za bardzo, ale byliśmy zdziwieni ilością samochodów wyjeżdżających na szczyt, wiedząc jak “duży” tam jest parking zastanawialiśmy się gdzie oni się tam pomieszczą. My w drodze powrotnej za każdym zakrętem wypatrywaliśmy jakichkolwiek oznak ruchu i jak tylko dostrzegaliśmy jakieś światła lub błyski słońca na karoserii zjeżdżaliśmy do najbliższych zatoczek i czekali. Tutaj główną zasadą było, kto ma bliżej do zatoczki ten zjeżdża. Bez większych problemów udało nam się minąć kilka samochodów, aż w końcu przyszła kolej na nierówną walkę 3 do 1 bez pobliskiej mijanki. Nie pozostało nam nic innego jak cofać pod górę. Gdzieś tam po kilkudziesięciu metrach udało się znaleźć troszkę szerszy asfalt i przytuliliśmy się do skał. Złożyliśmy lusterka, podobnie jak kierowca z naprzeciwka. Tak czy inaczej myśmy byli w lepszej sytuacji – kilka cm od skał, samochód z naprzeciwka – kilka cm od przepaści. Pasażer wolał zakryć oczy i nie patrzeć co się będzie działo. Po kilku minutach udało się rozładować korek i ruszyliśmy dalej. Cały czas podczas zjazdu ponownie zachwycaliśmy się krajobrazem, który wydawał się jeszcze piękniejszy niż kilka godzin wcześniej. Po drodze spotkaliśmy polskiego rowerzystę wyjeżdżającego pod górę. Chylimy czoła. Pod koniec trasy zatrzymaliśmy się pod restauracją. Idąc nieco pod górę za knajpę doszliśmy do skromnego pomnika upamiętniającego walczących tu partyzantów. To obowiązkowy punkt i warto się tu zatrzymać by podziwiać błękit morza i lazur zatok przy Tučepi i Podgorze. Na ostatnim odcinku drogi niespodziewanie musieliśmy się zatrzymać by przepuścić maszerujące środkiem drogi konie. Jeden z nich, mały źrebak podszedł do nas i zajrzał przez okno zaciekawiony, a może liczący na jakąś słodycz lub suchy chleb. Po około godzinie od szczytu Sv. Jure byliśmy w punkcie początkowym, odpoczęliśmy chwilę na parkingu i ruszyli nad morze do Tučepi, ochłonąć w ciepłej i przyjemnej wodzie. Tym razem postanowiliśmy nie wracać się do Makarskiej i jechać na skróty przez Górne Tučepi. Droga była jeszcze węższa, jeszcze bardziej stroma i chyba jeszcze bardziej stresująca. Po drodze mijaliśmy zniszczone i zaniedbane budynki, w których mieszkają ludzie. Im niżej i bliżej morza, tym robiło się bardziej “bogato” i turystycznie.Gorąco polecamy wyjazd na szczyt Sv. Jure w Parku Krajobrazowym Biokovo każdemu, kto znajdzie się w okolicy. Pomimo niebezpiecznej drogi, zachowując dużą roztropność da się pokonać swoje słabości w prowadzeniu samochodu. Na pewno będzie to niezapomniana przejażdżka. Zarówno krajobraz po drodze jak i ze szczytu wynagrodzą wszystko.
Chorwacja to nie tylko plaże i błogie lenistwo. Do dyspozycji mamy góry, jeziora czy parki narodowe. Warto więc się gdzieś wyrwać i zamienić krystalicznie czystą wodę na góry Biokovo lub klimatyczne miasta pobliskiej Bośni i Hercegowiny czy Czarnogóry. Osobom, które spędzają wakacje w Chorwacji razem z biurem podróży również polecamy korzystać z wycieczek fakultatywnych, by móc zobaczyć jeszcze więcej.
Zbaczając z tematu musimy tu też nadmienić, że nie dowiedzielibyśmy się o tym szczycie i o możliwości wjazdu na górę, gdyby nie zaprzyjaźniony blog podróżniczy o Chorwacji: CroLove. Potwierdziło się więc nasze przekonanie, że opisy najciekawszych miejsc znajdują się u takich ludzi jak my, dlatego zachęcamy zarówno do wjazdu na Biokovo jak i do dalszego śledzenia naszego bloga 🙂